Tak to o Was, moi niepełnosprytni biegacze. Wy, co każdego weekendu bez pomyślunku wyłazicie na skwery i chodniki. Wy, co niszczycie swoje ciała w imię przemijającej mody. Wy, co blokujecie ulice i zamieniacie centra pięknych miast w festyniarskie wiejskie spędy

[Publikowane na blogu treści są prywatnymi opiniami autora. Jeżeli chcecie je stosować, robicie to na własną odpowiedzialność]

Biegactwo – nowa zaraza z Zachodu

[04.2014] Wpadł mi w oczy weekendowy felieton Dominika Zdorta, szefa działu Opinii Rzeczpospolitej (taka gazeta, dość wpływowa na początku wieku), a w tymże felietonie otrzeźwiający kubeł zimnej wody wylanej na spocone łby tzw. biegaczy. Będę cytował, gdyż żadna parafraza nie uchwyci w pełni głębi procesu myślowego pana Dominika:

Biegactwo - ludzie o mało subtelnej umysłowości

Biegactwo – ludzie o mało subtelnej umysłowości

Czy też:

Biegactwo? W dresie, zamiast w kościele!

Biegactwo? W dresie, zamiast w kościele!

Oraz:

Biegactwo nową religią

Biegactwo nową religią

Pomyślałem nad tym co napisał Zdort i widzę, że muszę być wdzięczny, iż zaryzykował i nie bał się rozprawić z tym groźnym kultem, zanim biegactwo przerodzi się w poważne zagrożenie dla rodzimej tradycji i kultury. Przecież:

  • Co zaczynam niedzielne wybieganie, to czuję, jak mój mózg zwalnia i w regres popada. W stan gdzie do drzew, saren i ptactwa bliżej mi niż do myślących ludzi.
  • Na kościoły czasu nie mam. Co gorsza wydaje mi się, że po 5 minutach siedzenia kołkiem i słuchania wykładu o tym co dobre, a co złe, ogarnęło by mnie uczucie nudy i odmóżdżenia.
  • O gadgetach i religijnym nastawieniu nawet nie mam po co wspominać. Czy może być większy zelota biegactwa niż ja? Gość, który biega boso i się jeszcze z tym obnosi?

Zdort mnie otrzeźwił. Teraz wiem, że jak mnie najdzie ochota na bieganie, to muszę usiąść, zmówić zdrowaśkę, a potem – tak, jak radzi autor – odpalić samochód i pohasać po mieście. Gdyż, to jest rozrywka godna świadomego umysłu i ciała dojrzałego mężczyzny (jakim i Dominik Zdort się charakteryzuje).

Obym tylko nie stracił tej subtelnej świadomości, gdy niedzielnym świtaniem usłyszę świergot ptaków, co kuszą: wstań, chodź do nas, biegnij…

A kysz!

 

A Wy, też się poprawicie się? Jeszcze nie jest za późno. Chyba…


*) Wpis początkowo był opublikowany na moim blogu na PolskaBiega