Przypomnimy ci dzisiaj, czym chwaliłeś się trzy lata temu – z takim oto tekstem powitał mnie dzisiaj Facebook. Spojrzałem na wskrzeszony przez algorytmy materiał, a tam… ja cię kręcę, to już 3 lata?!

[Publikowane na blogu treści są prywatnymi opiniami autora. Jeżeli chcecie je stosować, robicie to na własną odpowiedzialność]

Już trzy lata, gdyż Facebook był tak miły i przypomniał mi, jak zadebiutowąłem w maratonie , po czym przepełniony dumą na profil dyplom z czasem biegu. Wynik 3:26:02 – to mniej więcej pamiętałem, ale że taki czas dawał w roku 2012 111. miejsce w kategorii M30? Bez żartów, jakim cudem?

Biegacz amator - pierwszy dyplom za zakawasy

Na tyle zafrapowała mnie ta kwestia, że  zrobiłem szybki przegląd swoich wyników, porównując życiówki i ówczas zajęte pozycje do miejsc, które dałby mi taki sam wynik osiągnięty w ostatnich zawodach z tego samego cyklu. Zobaczcie co wyszło:

42KM: Orlen Warsaw Marathon – 03:02:20 – pozycja
  • Co dało w roku roku 2014 miejsce: 248 | Miejsce w M30: 94
  • Co daje w roku roku 2015 miejsce: 301 | Miejsce w M30: 121

W OPEN spadek o 53 pozycje

21KM: PÓŁMARATON WARSZAWSKI – 01:26:32 – POZYCJA
  • Co dało w roku 2014 miejsce 378 | Miejsce w M30: 150
  • Co daje w roku 2015 miejsce 505 | Miejsce w M30: 206

W OPEN spadek o 127 pozycji

10KM: Bieg Niepodległości – 0:38:22 – Pozycja
  • Co dało w roku 2013 miejsce 182 | Miejsce w M35: 39
  • Co daje w roku 2014 miejsce 196 | Miejsce w M35: 34

W OPEN spadek o 14 pozycji

5KM: BIEG URSYNOWA – 00:19:02 – Pozycja
  • Co dało w roku 2013 miejsce 122 | Miejsce w M30: 38
  • Co daje w roku 2015 miejsce 141 | Miejsce w M30: 52

W OPEN spadek o 19 pozycji

Się okazuje, że biegacz amator jest coraz mocniejszy i coraz lepiej wyćwiczony, zaś wyniki które kiedyś były powodem do dumy i opowieści przy ogniskach, dziś stają się banałem – ot, codziennością treningową.

Co jest jeszcze bardziej fascynujące, biegamy (OK – wy biegacie, ja ostatnio głównie truchtam, no chyba, że goni mnie prehistoryczny gad – wtedy to co innego), na poziomie, który jeszcze 100 lat temu był zarezerwowany dla mistrzów (serio, w czasie kilku pierwszych nowożytnych Igrzysk Olimpijskich maratońska czołówka walczyła o czasy na granicy trzech godzin). Tutaj też mogę polecić Wam tekst, który popełniłem dla PB. Mierzę się w nim z pytaniem (i próboą odpowiedzi na nie), jak to się stało, że w ostatnim stuleciu ludzie stali się tak niesamowicie efektywni w przekraczaniu własnych sportowych ograniczeń: Polska Biega – Stulecie Nadczłowieka.

Gdyż nie macie sami takiego wrażenia, że „nagle” wszyscy wkoło zrobili się pioruńsko szybcy, a życiówki się szybciej dewaluują niźli złotówki u kresu PRL? Szczególnie dobrze widać to u kobiet, które coraz śmielej wychodzą na trasy i mają takie prędkości przelotowe, że nawet jeżeli człowiek chciałby dogonić i zagadać, to się nie da, bo zadyszka słowa w charkot przemieni.

Tylko czekać dnia, kiedy zaklęte trzy maratonowe godziny zostaną złamane reprezentację seniorek z klubu Złotego Szydełka. Bo niby dlaczego nie? Do tego wszak to wszystko zmierza.

Amator mistrzem jest i kropka!

Nie zwycięzcą (tu to akurat różnie bywa), ale właśnie mistrzem. Mistrzem w pokonywaniu własnych ograniczeń, łączeniu obowiązków z hobby i nieustannym poprawianiem swoich wyników. Mistrzem, który mimo kłód przez szarą codzienność pod nogi rzucanych, potrafi osiągnąć tyle, ile jego wczorajszemu ja by się nawet nie śniło.

Śpieszcie się kochać swoje życiówki. Odejdą do annałów szybciej, niż podejrzewacie


ps.

Mój debiutancki czas w MW, w roku 2015, dałby mi w kategorii wiekowej pozycję już nie 111., lecz… 361. Tak to się tu porobiło. A jak się trzymają Wasze debiutanckie pozycje?

[EPSB]Zobacz też: SRY, ale biegasz dzięki FB![/EPSB]