Nic lepiej nie pomoże w złamaniu życiówki, nic nie zagwarantuje lepszych zdjęć z mety i nic skuteczniej nie poprawi naszych notowań u przedstawicielek płci przeciwnej – tylko maszynka do golenia i gładkie łydy! Ponoć

[Publikowane na blogu treści są prywatnymi opiniami autora. Jeżeli chcecie je stosować, robicie to na własną odpowiedzialność]

Będąc osobą mogąca pochwalić się (a co!) obfitym owłosieniem dolnych partii ciała, zacząłem się zastanawiać, co też bym zyskał depilując kończyny. W końcu rozmaici ludzie z jakiegoś powodu łydki golą, a zakładam że nie robią tego dlatego, iż wybitnie nudzi im się podczas pobytu w łazience (choć bywa i tak, jak przypomnę sobie okoliczności mojej pierwszej utraty włosów na głowie).

Pogrzebałem w sieci i wróciłem z takimi wnioskami:

Golenie nóg u biegaczy – dlaczego tak
  1. Masaże mniej bolą (mogę uwierzyć, czasami międlę w ustach bluzga, jak ktoś mi zbyt bezceremonialnie rwie  owłosienie).
  2. Obtarcia na nogach łatwiej dezynfekować i szybciej się golą, a plastry się lepiej trzymają (w przypadku amatorskich biegaczy mających więcej niż 5 lat problem występuje sporadycznie).
  3. Łatwiej założyć i ściągać opaski kompresyjne (możliwe, ale nie zauważyłem, by owłosienie jakoś wybitnie tu przeszkadzało).
  4. Lepiej się rysują mięśnie nóg i wyraźniej widać tatuaże (nie no, serio?).
  5. Nogi się lepiej chłodzą (mogę uwierzyć).
  6. Jest się szybszym (bzdura, gładkość ciała ma jakieś znaczenie u zawodowych pływaczy, nie rekreacyjnych biegaczy).
  7. Biegacz czuje się mocniejszym (hmm, tutaj trzeba uważać, patrz: ps.).
  8. Kobietom to się podoba (hmmm).

Gwoli jasności: tekstów w stylu „bo tak się przyjęło” (można to od triathlonistów usłyszeć, że owłosione nogi to oznaka, że na trasę rusza amator) nie kupuję. Gdyż „przyjęło się” też wiele innych rzeczy, np. by biegać w butach ze słoniną pod piętą, zaklejać sutki i jeść żele. A takiego! Jakoś z tym żyję, że u mnie się nie przyjęło i nie przyjmie.

Golenie nóg u biegaczy – dlaczego nie
  1. Strata czasu (duża, po co robić coś, czego można nie robić?).
  2. Strata czasu (bardzo duża, zwłaszcza jak się ma takie nogi jak ja).
  3. Strata czasu (jak się zaczęło, to nie można przestać, bo nic tak nie podrażnia i irytuje, jak krótki, ostry zarost).
  4. Nogi się gorzej grzeją (skoro przyjmujemy, że ogolone lepiej chłodzą, to zarośnięte…).
  5. Ciało musi inwestować zasoby w produkowanie nowego owłosienia (Po co dodawać organizmowi zadań?).
  6. Kobietom to się nie podoba (yhmm).

Po przeprowadzeniu operacji zniesienia równoważnych argumentów „za” i „przeciw” wychodzi na to, że biegacz powinien pozbyć się owłosienia z nóg o ile intensywnie korzysta z masaży (lub „tejpowania”), a równocześnie ma czas, by dbać o usuwanie „dwudniowego zarostu” z ud i łydek (wpadła mi w ręce informacja, że taką operację należy wykonywać dwa razy w tygodniu i za każdym razem trwa 40-60 minut).

Jako, że u mnie masaż raz na pół roku, a wolny czas tylko od wielkiego święta, to nie czuję się szczególnie zmotywowany do pozbycia się swojej włochatości. Chyba, że coś jeszcze tu przegapiłem, o czym wiecie Wy?

ps.

Anegdota w temacie tego, że gładkie nogi dają na starcie psychologiczną przewagę: przed ŁUT150 ekipa RockTape ogoliła mi duże partie ud, co by plastry ichnie przykleić. Po zabiegu, kiedy przejechałem dłonią po udach, dostałem zwarcia w mózgu, gdyż ów dotyk gładkiej nogi kojarzy tylko i wyłącznie z płcią przeciwną i aktywnościami dalekimi od biegania. Toteż, moi Mili, jeżeli chcecie golenie nóg wykorzystywać do wprowadzania się w tryb walki, najpierw poćwiczcie na sucho i sprawdźcie efekty. Ja zaś ze swojej strony rekomenduję golenie głowy: też działa, a mniej z tym zachodu i odrosty nie grożą zapaleniem mieszków włosowych.

[EPSB]Zobacz też: ŁUT150 – relacja[/EPSB]