Życie biegowego blogera to sama słodycz, sława i prezenty od szczodrych firm. A także namacalne wyrazy uznania od fanów/fanek i niekończące się imprezy – tak mówią. No to postanowiłem dołączyć.
[Publikowane na blogu treści są prywatnymi opiniami autora. Jeżeli chcecie je stosować, robicie to na własną odpowiedzialność.]
Dołączyć, gdyż ekipa odpowiadająca za promocję sprzętu sportowego marki LIDL / CRIVIT, zauroczona opublikowaną na 100HRMAX.PL recenzją (i sekcją) ich butów, zaprosiła mnie na kolejną akcję. Tym razem miał być to trening…
No dobra – pomyślałem. W coś takiego się jeszcze nie bawiłem. Zobaczymy…
biegowy bloger ma przechlapana – niewinne początki
Zaczęło się klasycznie. Paweł napisał do mnie z pytaniem czy bym nie miał ochoty na trening podczas którego miałem sprawdzić nowe produktu Crivit. Zgodziłem się. I – tu przyznaję się do wtopy – błyskawicznie zapomniałem o całej sprawie. Zapomniałem aż do dzisiaj, kiedy otworzyłem emaila:
– Widzimy się o 19:00 na parkingu pod sklepem
Co? Jak? Dlaczego? Przecież ma padać! Przecież wczoraj z okazji przedstawienia w przedszkolu wyszedłem wcześniej z pracy i dzisiaj chciałem nadrobić. Wszak już odpoczywam, bo za tydzień Rzeźnik. Przecież w domu czeka Wiedźmin 3…
No ale, przecież nie będę miękka frytka i nie odmówię, skoro się zdeklarowałem. Zacisnąłem zęby i o 18:00 ruszyłem w podróż z korpofabryki na północ Warszawy.
Rider on the storm
Jechało się super. Uwielbiam to uczucie, że cała przyroda stara się powstrzymać Twój rower, a ryk wiatru i zacinający deszcz idealnie komponują się z hukiem Wisłostrady i szumem wzburzonej Wisły. 15K później ociekając potem i deszczem zameldowałem się na parkingu pod osiedlowym supermarketem na Bielanach (dzielnica taka), na którym to (parkingu) stał sobie… namiot.
Blogery – ruchy!
Zaś w namiocie stado zmoczonych i przewianych blogerów płci obojga, którzy właśnie wskakiwali w biegowy ekwipunek od Lidla. No nic. Zabezpieczyłem rower, wyłączyłem soundtrack z podróży i zabrałem się za to samo…
… by już nieco suchszy, niemniej nadal zmachanym będąc, dołączyć od odprawy przed namiotem. Plan był prosty: 1.) rozgrzewka; 2.) do lasu; 3.) trening i zdjęcia; 4.) ciasteczka i herbata
Plan był prosty, ale nie uwzględnił tego, że 26 maja w Warszawie akurat będzie listopad.
Bloger ma przechlapane – walczymy
Po rozgrzewce ruszyliśmy w stronę lasu. Z każdą chwilą coraz bardziej ociekając wodą i ciesząc się, że jednak jest to kolekcja wiosenna, a nie letnia. W lesie większości było już wszystko jedno, a testowane buty (tym razem Lidl pchnie je za 66 zł, bo systemów tam więcej) okazały się nieźle sprawować na błocie i kamieniach.
Osobą, która cały czas nie traciła dobrego humoru, był Paweł – nasz gospodarz. W sumie to mu się nie dziwię. Przekonać tyle osób do biegania przy takiej aurze to niezłe osiągnięcie!
Bieg biegiem, ale kiedy było nam już wszystko jedno czy będziemy jeszcze bardziej mokrzy, czy już nie, okazało się, że ekipa fotografująca się w czaromagiczny sposób rozminęła z nami i już czeka na miejscu docelowym. Toteż pomknęliśmy tam i my. Chciałbym napisać, że niczym łanie i łosie, ale nie do końca, bo nam już nieźle w butach chlupotało i po oczach ciekło.
Święty Mikołaj wraca do domu
Na mecie czekało dobro w postaci orzechów, bakalii i bananów, a także ratująca życie gorąca herbata (dzięki!). Kto miał w co, ten się przebrał, kto miał samochód, to zaproponował podwózkę. Jedyny łoś z rowerem (yhmmm)… przepakował ciuchy i jedzenie do 80l worka na śmieci, po czym ruszył w stronę domu przytrzymując koniec przerzuconego przez ramię owego worka… zębami (nie, nie mam z tego zdjęcia, a przynajmniej mam taką nadzieję, że nikt go nie strzelił po drodze).
Być blogerem biegowym
Gdy o 21:00 stanąłem w drzwiach mieszkania czułem się jak po ostrych 30K. Głodny, przemoczony, od 3 godzin w trasie. Ale też – z bananem na twarzy i ciekawością co też worek skrywa w swoich głębinach.
A tam… ha! Lidlowy selfie-stick! Odpalacie bluetooth w swoim smartfonie i świat leży u Waszych stóp.
Co tam smakołyki! Ten kijek zmieni mnie w profesjonalistę, a Was w moje ofiary! Teraz będę prawdziwym blogerę.
Oraz – takie pytanie? To jak? Tniemy (dobra, dobra – pytanie retoryczne)?
Żeby ten wpis miał jakąś wartość merytoryczną, to tak:
- Koszulki biegowe LIDL / CRIVIT: brać bez nadruków (uwaga, niebieskie farbują), z nadrukami bieda, gdyż drapią
- Leginsy biegowe LIDL / CRIVIT: spoko
- Spodenki biegowe LIDL / CRIVIT: ujdą, mocno mi brakuje zewnętrznych kieszeni
- Skarpety biegowe LIDL / CRIVIT: fajnie leżą na stopach, niemniej po 2 miesiącach udało mi się przetrzeć ich kompresyjny model (5 wybiegań na 25K-35K)
- Orzechy LIDL: OK
- Bakalie LIDL: OK
- Parking LIDL: Deszcz pada
- Buty… te w cenie 59 zł, co ciąłem – to wiecie. Te nowe, to się sprawdzi i da Wam znać. Tym razem cena 66 zł
Jakbyście szukali więcej danych o sprzęcie, to razem ze mną przechlapane mieli:
- www.marcinkargol.pl
www.jackruns.blog.pl
www.runandtravel.pl
www.instagram.com/martabiega/
www.przemekimaraton.pl
www.runyourlife.pl
www.zabieganna.pl
www.runandtravel.pl
wwww.lab-runner.blogspot.com/
www.fitfighterka.blog.pl
www.blogbiegowy.pl
www.runjarorun.com
www.lavidaesmentolada.blogspot.com/
www.facebook.com/Anialubibiegac
– pewnie też coś napiszą.
Towar ma być dostępny od 28 maja. W tym, no… Lidlu.