Płonące ciężarówki, łosie przed maską, ucieczki do rowu i debiut za kierownicą CX Picasso – o, na wiele rzeczy jest człowiek gotów, byle tylko dostać bukiet kwiatów. Nawet na jazdę przez pół Polski z wielkim psem w kabinie. A co było później? Otóż…

Publikowane na blogu porady są prywatnymi opiniami autora. Stosujesz je na własną odpowiedzialność]

… mimo horrorów polskiego interioru DOJECHALIŚMY NA CZAS! (Dziękuję ekipo za miłe towarzystwo i zaufanie, Bajlando – trzymam chłopie kciuki za Ciebie)

Biegowy bloger roku – a było to tak

Jak wszyscy nominowani, zostałem zakwaterowany w Ośrodku Sanotaryjno-Wczasowym „Hajduczek”. Ulokowany kilka kilometrów od zgiełku centrum Krynicy, Hajduczek zaskoczył nas dostosowaniem do potrzeb przybyłych: losowi współlokatorzy, wyłączane po godzinie 22:00 windy (cisza nocna) i zamknięta na czas Festiwalu hotelowa stołówka – wszystko, byśmy się szybciej zintegrowali wokół wspólnego jojczenia.

Biegowy bloger roku - wszystko gotowe do celebracji

Biegowy bloger roku – wszystko gotowe do celebracji

Także pobliska okolica obfitowała w atrakcje mogące zapewnić godziwą pożywkę ciału i  duszy. Niektórzy z nas mieli ochotę na pobliskie dancingi (w piątki wejście za darmo!), inni… na coś nieco bardziej pikantnego. Ot, chociażby:

Bieganie, pierwszy stopień do piekiełka

Bieganie, pierwszy stopień do piekiełka

Niestety, sam na kosztowanie doczesnych uciech nie mialem czasu. Jako, że Wielka Chwila została zaplanowana na godzinę 20:00, rychło ruszyłem na poszukiwania miasteczka biegowego (to był mój pierwszy raz w Krynicy).

Na miejscu imprezy zjawiłem się 30 min przed terminem (miszcz). Przedzierając się przez rozbiegany tłum dotarłem pod scenę i zaanonsowałem się organizatorom. Następnie oklapłem na ławce i zacząłem kontemplować atmosferę, by…
…30 minut później usłyszeć komunikat, że rozstrzygnięcie plebiscytu zostaje przesunięte na godzinę 21:30, co by wszyscy zainteresowani dotarli na miejsce.

Scena rozpalona, napięcie rośnie, podium czeka. Ćwiczę wejście

Scena rozpalona, napięcie rośnie, podium czeka. Ćwiczę wejście

– Aaaaha… no to co tu dalej?

Dalej, niezrażony faktem, że pies z naderwanym achillesem nie zainteresował się tym, co będziemy robić przez najbliższe 90 minut, poszedłem popatrzeć co też branża chce nam wcisnąć z okazji Festiwalu. Pokręciłem się po okolicy i skoczyłem na Expo (twarze rozmazane ze względu na ustawę o ochronie praw osobistych (a także fakt, że wszystkie fotki w tej relacji zrobiłem opiekaczem do śledzi)).

Zostań Rzeźnikiem swojego losu - tanio!

Zostań Rzeźnikiem swojego losu – tanio!

Z wycieczki po strefie targów wyniosłem dwa wnioski (1. Łoł, rozpoznają mnie!; 2. Ależ tu wszystko okazyjnie… drogie) a także ciekawą parę butów do testów: rodzime Magical Shoes. Na ile będą magiczne, to Wam niedługo powiem. Na szybko mogę rzec, że się pięknie zwijają w kłębek i ważą tyle, co nic.

Magiczne buty? Się założy. Się sprawdzi

Magiczne buty? Się założy. Się pobiega. Się sprawdzi

Połaziwszy godzinę pomiędzy stoiskami (Salming – trzymam za słowo, że Elements będzie przed zimą dostępny w Polsce w pełnej rozmiarówce) i spędziwszy dłuższą chwilę na próbie namierzenia łazienki (porażka) wróciłem pod scenę, gdzie tłum bawił się przy przebojach zespołu Żuki (jak to, że nie znacie?).

Biegowy Bloger Roku - zabawa trwa

Biegowy Bloger Roku – zabawa trwa

– Hejże hej, hejże ha! – zakrzyknąłem – i już chciałem rzucić się w pląsy –  a tu prowadząca imprezę konferansjerka bezceremonialnie ogłosiła koniec zabawy i zapowiedziała wielką galę Plebiscytu.

– Ziuuum! – nie minęło 30 sekund i rozbawiony tłumek rozszedł się do domów.

Zostaliśmy My… i werdykt.

Werble, smyczki i perkusja [ciary i tak dalej]

Biegowy bloger roku – ale, że jak i kto?

Na pierwszy ogień poszła literatura piękna, tudzież smaczna. Tutaj główna nagroda przypadła zespołowi Violetty Domaradzkiej, Roberta Zakrzewskiego i Damiana Parola za książkę „Kuchnia dla biegaczy. Siła z roślin„, czyli instrukcję, jak to być zdrowym, szybkim i zielonym (wciąż mam zamiar przeczytać, co by wreszcie się poprawić  żywieniowo, może teraz się bardziej zmotywuję. Violetta, może chcecie na mnie przetestować?).

Zielona ekipa odbiera nagrodę - zdjęcie Festiwalu Biegowego

Zielona ekipa odbiera nagrodę – zdjęcie Festiwalu Biegowego

Po książkach nastał nasz czas, czyli ceremonia ogłoszenia zwycięzcy / zwycięzczyni rywalizacji o tytuł najlepszego twórcy w kategorii biegowy bloger/dziennikarz. Kolejno wyczytywani nominowani zaczęli wspinać się na scenę…

W tym miejscu chciałbym pozwolić sobie na odejście od fabuły i gorąco podziękować pani prowadzącej galę za inspirację. Istotnie, zmiana nazwy mojego bloga za 100HRmax na 100GODZINmax ma sens, a nowy brand będzie lepiej współgrał z moimi wynikami w ostatnim czasie.

…W końcu wskoczyłem i ja. Spojrzałem już średnio przytomnym spojrzeniem na rozsypane wokół podejścia niedobitki widzów, uścisnąłem dłonie zgromadzonemu na podeście towarzystwu, po czym sobie wykoncypowałem, że skoro wyczytywanie było wedle wyników, to zająłem mocne (i wkurzające) trzecie miejsce 100hrmax.pl.

Z kim to przegrałem zapytujecie? Ba, zastanawiałem się i ja, szczególnie że osoba która zajęła drugą pozycję nie zjawiła się na gali. Otóż, z:

  1. Kończącą rywalizację na drugim miejscu Martyną Staśkiewicz – jeżeli nie czytaliście jej na tamitolarun.pl, to możecie znać z Instagrama.

    Wywaliłem stąd fragment sugerujący, co o tym sądzę, bo „bije ode mnie straszna zawiść…, a powinienem przełknąć gorzki smak porażki i ruszyć do przodu” – cyt.. Ba, jasne, że bije. W końcu jestem 2x starszy, a mam 10x mniej fanów na IG!

  2. Wygrywającym plebiscyt Maciejem Gachem z Radia Gdańsk. Tamtejszym (pomorskim) dziennikarzem i redaktorem serwisu pomorzebiega.pl, a także – co ważne – koordynatorem biegów Parkrun.
Maciej Gach z nagrodą - zdjęcie Festiwalu Biegowego

Maciej Gach z nagrodą – zdjęcie Festiwalu Biegowego – moja prawa ręka też się załapała ;)

Każde z nas zostało obdarowane gustownym bukietem kwiatów i okolicznościowym dyplomem do postawienia na blogu (bądź przy mikrofonie). Maciej dodatkowo zgarnął statuetkę (jako, że w tym roku Festiwal słabiej przędzie, wymierne gratyfikacje zostały ograniczone do 450 tysięcy złotych dla zwycięzców zawodów i 100K w barterze dla najlepszej imprezy plebiscytu, a dla blogerów zostały kwiatki).

Zgonieni ze sceny kolejnym punktem wieczoru (rozstrzygnięcie plebiscytu na najlepszą imprezę wygrał PKO Bydgoski Festiwal Biegowy), rozeszliśmy się w poszukiwaniu kupców (bądź muz) chętnych na naszą świeżo pozyskaną zieleninę…, a także miejsca, gdzie w kameralnym gronie (niestety mało kto się ostał po 22:00) uczciliśmy ten bardzo długi dzień. Udało się.

Godny dzień, syta impreza

Godny dzień, syta impreza – biegowy bloger roku konsumuje

A kiedy już się i nakarmiłem i napoiłem i wróciłem do Hajduczka („będzie pan szedł ciągle pod górę, to w końcu pan dojdzie”), postanowiłem napisać o Plebiscycie na Biegowego Dziennikarza i Blogera roku kilka zdań na poważnie – a tak dla odmiany. Oto i one:

Biegowy Dziennikarz / Bloger Roku – kilka zdań na poważnie

Po pierwsze i najważniejsze! Dziękuję, że głosowaliście na mnie. W  tym sezonie ani nie mam spektakularnych wyników, ani nie jestem oszałamiająco piękny, ani też nie piszę tak, by wszystkim czytającym było miło i przyjemnie. A mimo to, dzięki każdemu i każdej z Was, oraz wsparciu ze strony BBLMW i SmashingPĄ, wdrapałem się na trzecie miejsce i zabawę skończyłem zaraz za instantcelebrytką i dziennikarzem wspieranym w mailingach rozsyłanych do parkrunowiczów.

Po drugie i na marginesie, gdyż mnie to już raczej nie dotyczy, niemniej – może ktoś z organizatorów przeczyta i w przyszłości uwzględni. Oto lista 9 rzeczy, których bym NIE ZROBIŁ organizując kolejną edycję konkursu:

  1. Nie umieściłbym gości w hotelu oddalonym od miasta, wygaszanym o 22:00 i z wyłączoną kuchnią (taki banał – co zjeść po powrocie z gali).
  2. Nie ominąłbym okazji, by znaleźć 30 sekund na powitanie i podziękowanie za przyjazd na miejsce, ludziom którzy zjechali się z całej Polski.
  3. Nie informowałbym zebranych o godzinie przesunięcia ogłoszenia wyników używając do tego scenicznego megafonu.
  4. Nie zostawiłbym przyjezdnych samych sobie, bez krzesła czy kubka z herbatą, po tym jak zmieniłem godzinę rozstrzygnięcia plebiscytu.
  5. Nie organizowałbym ceremonii o godzinie, kiedy zostają już tylko miejscowi i to raczej nie ci zainteresowani sportem.
  6. Nie zatrudniałbym w roli prowadzącego, osoby która nic nie wie o bieganiu i walczy z nazwami imprez i blogów.
  7. Nie ominąłbym okazji – tym bardziej chcąc zaoszczędzić na kasie – by wykorzystać laureatów do promowania Festiwalu. Chociażby poprzez wręczenie im imiennych koszulek z info, że zostali wyróżnieni (wciąż taniej niż kwiaty), czy też zapraszając ich do patronowania następnej edycji imprezy.
  8. Nie zapomniałbym zorganizować miejsca, gdzie po ogłoszeniu wyników wszyscy mogliby się spotkać, poznać i porozmawiać.
  9. Nie zapraszałbym Abramczuka, bo ten w 80% przypadków do czegoś się przypieprzy.

I po prawdzie… zanim zacząłbym całą akcję, spróbowałbym wypracować plan po co to i na co, oraz co ma długofalowo przynieść – tak mi, jak i biorącym udział w plebiscycie. Bez spójnej wizji wychodzi to, co wyszło. A szkoda.

Krynica Zdrój 2016 - zdjęcie od zakochanawbieganiu.pl

Krynica Zdrój 2016 – zdjęcie od zakochanawbieganiu.pl


 Dzień 'po' - wracam do swojego rewiru

Dzień 'po’ – wracam do swojego rewiru



Zamieszczone w relacji zdjęcia z ceremonii wręczenia nagród w Biegowym Plebiscycie 2015 / 2016 pochodzą z oficjalnej relacji organizatora: link do tekstu.