Grodzisk Wielkopolski – do zeszłego tygodnia była to dla mnie nazwa jednej z tych miejscowości, gdzie nie mam żadnego powodu, aby się zjawić. No chyba, że… hmm…, no chyba że na przykład ktoś zaprosi mnie, bym wziął udział w konferencji organizowanej przez miejscowych biegaczy. Ha!

[Publikowane na blogu porady są prywatnymi opiniami autora. Stosujesz je na własną odpowiedzialność]

Gdyż tak się właśnie stało późną jesienią roku pańskiego 2016. Ot, niezbadane były intencje i motywacje organizatorów spotkania, którzy wpadli na pomysł by się ze mną skontaktować. Niemniej, jako że było to coś zdecydowanie nowego, to bez dłuższego namysłu dogadałem sprawę z rodziną i zacząłem planować, jak to tu zjawić się na organizowanej (w piątek, bleh!) przez Crédit Agricole i Grodziski Klub Biegacza (i Biegaczek!) wielkopolskiej imprezie.

Grodzisk Wielkopolski - Konferencja Biegowa

Grodzisk Wielkopolski – Konferencja Biegowa

Owszem, nieco osłabłem w swej determinacji, kiedy zobaczyłem kto jest drugim zaproszonym prelegentem. Ekhmm…, olimpijski maratończyk z Aten i człowiek robiący 10K w 28 minut? No super – to może zamiast się produkować wezmę kajecik i będę robił notatki z tego, co Michał nam przekaże?

Grodzisk… to chyba gdzieś w Europie?

Heh, jak się nie używa samochodu, to poruszanie się po tym kraju bywa dość kłopotliwe, a 350 km potrafi urosnąć do całkiem sporego wyzwania. Plan stanowił: Warszawa metrem, do Poznania PKP, potem miejscowymi kolejami do Grodziska, a następnie się zobaczy. Wszystko szło jak z płatka, póki nie dotarłem do dworca Poznań Główny. I tu powiadam Wam – unikajcie tego miejsca, gdyż chaosem przesączone i zgubę na podróżnych niesie!

Wyglądało to mniej więcej tak:

„Pociąg odjedzie 2 minuty temu z toru 52 przy peronie 4a, będącym przedłużeniem peronu 4, ale bez bezpośredniego dojścia i z obejściem za szopą, bo to Poznań. Życzymy Państwu udanego biegu.”

Argh! Na dwie minuty przed odjazdem lokalnej kolejki wbiłem się do jej wagonika (przepraszam, MUSZĘ WEJŚĆ, grrr! Z drogi!). Godzinę później, niedługo po zachodzie słońca zawitałem do urokliwej (ponoć, bo ciemno było) miejscowości, szerzej pod nazwą Grodzisk Wielkopolski znanej. Tam, dotarłszy do miejscowego domu kultury, dowiedziałem się, że jestem za wcześnie, bo GKB zacznie przygotowania do konferencji o 17:00, a teraz to trwają próby jasełek. Ekhm. Co było robić? Poszedłem zwiedzać niknące w nocy miasto.

W drodze do... celu!

W drodze do… celu!

Ciepło i światło wciąż nie dla mnie. Ruszam na tułaczkę

Ciepło i światło wciąż nie dla mnie. Ruszam na tułaczkę

Na miejscowym placu zabaw wszamałem, zakupiony jeszcze w Poznaniu i spóźniony obiad (przepraszam wszystkie miejscowe dzieci za stres), w pobliskim spożywczaku nabyłem zapasy energetyczne na wieczór (bo kto wie, co na mnie miało czekać) i po kilku większych pętlach po okolicy wróciłem do lokalu Rondo1.

Tym razem drzwi do sali konferencyjnej stały przede mną otworem. Po ich drugiej stronie przywitał mnie organizujący wydarzenie Maciek, wraz z licznymi przedstawicielami miejscowego oddziału banku Crédit Agricole (serdecznie pozdrawiam panią robiącą zdjęcia i dziękuję za owe), który to (bank) zapewnił finansowe wsparcie wieczoru. Trochę rozmów, potrójna kawa, szybki rzut okiem na kuszący kaloriami poczęstunek (odparłem pokusę!) i o 17:30 zaczęliśmy główną imprezę.

Grodzisk - na bogato

Grodzisk – na bogato

Grodzisk Wielkopolski – Konferencja Biegowa

Byłem drugim prelegentem. Wykorzystałem dostarczoną przez los okazję i podczas wykładu mojego przedmówcy notowałem sobie to i owo, co by następnie móc wykorzystać twierdzenia Michała do dyskusji i polemiki. Niestety/stety generalnie się z nim zgadzałem. Owszem, przedstawił klasyczną (z 20 lat miała), konserwatywną wizję treningu biegacza (5x w tygodniu biegamy, inne sporty upośledzają; technika biegu jest wrodzona), ale jak sam mówił – opisywał to z własnej perspektywy wieloletniego zawodowca, zaś ta niekoniecznie musi spełniać oczekiwania amatora.

Michał Bartoszak preleguje

Michał Bartoszak preleguje

Grodziski Klub Biegacza notuje. I ja też

Grodziski Klub Biegacza notuje. I ja też

Po godzinnym spotkaniu z olimpijczykiem i krótkiej przerwie cateringowej, zasiadłem za mównicą. W mojej głowie kłębiła się setka myśli zagubionych w dobrych dwóch tonach waty. O czym to chciałem im mówić?! Pewnie bym się już tu stał ofiarą tremy, ale na szczęście w czasie podróży do Poznania przezornie naszkicowałem sobie kilku punktowy plan swojego wystąpienia. Zacząłem… i (chyba) jakoś poszło.

Piszę „chyba”, bo prawdę pisząc nie jestem pewien. Byłem skoncentrowany na zachowaniu przynajmniej pozornej ciągłości narracji i nie przyśpieszaniu z dykcją do 180 słów na minutę, a do tego mam fatalną skłonność. Na kilkanaście minut przed planowanym czasem wystąpienia, skończyłem się produkować na tematy związane z butami, kosztami biegania (jestem dumny z punktu, kiedy demonstrowałem biegowe gadgety – przywiozłem je na spotkanie w przepastnej torbie) i błędami amatora. Na koniec, gdy nieco przerażony zacząłem wodzić wzrokiem po notatkach, uratowała mnie publika. Sala, zaczęła pytać i komentować to, co wcześniej padło z moich ust ze „sceny”. Było OK.

Wspólne zdjęcie uczestników konferencji

Wspólne zdjęcie uczestników konferencji

Już po 20:00, żegnany przez organizatorów, zacząłem odlatywać. Adrenalina schodziła, a zmęczenie dniem w podróży zaczynało dawać znać o sobie. Toteż bez zbędnej zwłoki umieściłem swoją osobę w samochodzie przyjaciółki, która przyjechała z Poznania, tylko po to, by mnie zwinąć do siebie (dziękuję Aniu!). Po pewnym czasie, kiwając się w rytm radiowej Listy Przebojów PR3, zacząłem się nieznacznie uśmiechać. Ten, no – chyba udało się!

 – i na szczęście nikt tego nie nagrywał. Prawda??


Grafika otwierająca wpis, to zdjęcie wiszącego w grodziskim centrum kultury Rondo 1 obrazu przedstawiającego scenę bitwy o miejscowość pomiędzy powstańcami roku 1848, a pruskim batalionem interwencyjnym.