Powiedzmy to wprost: biegi ultra stały się modne. Podczas, gdy ukończenie (nie przebiegnięcie, a ukończenie właśnie) maratonu przestało być czymś wyjątkowym, zmierzenie się z kilkudziesięcioma kilometrami górskiej trasy nadal robi duże wrażenie. Nic więc dziwnego, że w zawodach ultra coraz częściej możemy spotkać amatorów. Czasami są dobrze przygotowani, czasami nie wiedzą na co się porywają. A przecież mogli zajrzeć do książki Koerner’a.
[Publikowane na blogu treści są prywatnymi opiniami autora. Jeżeli chcecie je stosować, robicie to na własną odpowiedzialność]
Sam autor – Hal Koerner – jest doświadczonym biegaczem długodystansowym. Ukończył ponad 100 biegów ultra, zapisał się w historii wygrywając zarówno Western States 100-Mile Endurance Run (w roku 2007 i 2009), jak i Hardrock 100 Endurance Run. W 2013 roku wraz z Mikiem Wolfem ustanowili rekord szlaku Johna Muira w Californi, przebiegając ponad 330 kilometrów w 3 dni i dziewięć godzin. Krótko mówiąc: wie o czym mówi, a że przy okazji opowiada ze swadą i poczuciem humoru, to dobrze się go słucha (i czyta).
Przewodnik po bieganiu ultra – Hal Koerner – jestem na tak
Przewodnik po bieganiu ultra trafił do mnie dzięki Jakubowi Krause – tłumaczowi pozycji na język polski, a przy okazji długodystansowemu biegaczowi, który ma za sobą między innymi udany start w Ultra-Trail du Mont-Blanc. Celowo zaczynam od wskazania tłumacza, ponieważ jego praca bezpośrednio przekłada się on na istotną zaletę poradnika – jego język jest sensowny, spójny i bazujący na terminologii, którą każdy średniozaawansowany biegacz ma (a przynajmniej mieć powinien) dobrze opanowaną, a tłumaczenie wierne oryginałowi (próbka do wglądu tutaj).
Książka została wydana poprawnie, w schludny sposób. Szata graficzna jest na tyle ascetyczna, że czytelnik nie ginie w nadmiarze elementów, a równocześnie w wyraźny sposób wyróźnia i podkreśla fragmenty tekstu, które to takich zabiegów wymagają. Co ostatnio rzadkie – w książce nie ma zdjęć! Prawdę mówiąc podoba mi się to, wolę informacyjny tekst niż fotki pokazujące, w jakich to miejscówkach przyszło biegać autorowi tekstu i w co był akurat ubrany.
Hal do tematyki biegów długodystansowych podchodzi przekrojowo. Pisze o wszystkim, od motywacji, po treningi, sprzęt, starty i regnerację. Takie opisanie wielu aspektów biegów ultra jest cenne w przypadku kogoś, kto nigdy nie startował, ale też nie oczekujcie, że znajdzie się w poradach wiele rzeczy dla zaawansowanych biegaczy. Nie to jest celem tej pozycji, nie da się też upchnąć wszystkiego na 200 stronach (tyle ma polska wersja poradnika).
W swoim przypadku (uważam siebie za średniozaawansowanego biegacza) w czasie lektury znalazłem trzy rzeczy, o ktorych dotychczas nie pomyślałem podczas własnych startów.
- Przyczepienie źródła światła na biodrze, a nie na głowie (odciążona głowa, światło oświetla kierunek naszego ruchu).
- Rozważenie używania „damskich” zegarków z GPS’em (są lżejsze).
- Na trudne zawody przygotowanie listy z muzyką, gdzie nie znamy kolejności utworów i nie wiemy czym nasz mózg za chwilę zostanie zaskoczony / pobudzony.
Trzeci punkt już sprawdziłem, dobrze działa.
Przewodnik po bieganiu ultra – Hal Koerner – jestem na nie
Oczywiście w książce nie wszystko mi pasuje. Moje wątpliwości budzą następujące rzeczy:
- Nie zgadzam się z opinią autora o żelach i wychwalaniu owych, jako podstawowego i najlepszego sposobu odżywiania się podczas biegów (ale, OK – to sprawa osobnicza, nie każdy biega przegryzając kabanosy), tudzież ze stwierdzeniem, że but który da się zgiąć bardziej niż w kąt prosty wymaga wymiany (otóż nie kupuję butów, które nie dają się tak zgiąć jeszcze przed ich założeniem).
- Polemizowałbym z negowaniem sensowności alternatynych treningów wytrzymałościowych (np.: rower, pływanie, a nawet długie terenowe marsze) używanych jako narzędzia do zwiększenia wydajności organizmu podczas aktywności na średnim poziomie intensywności. Takoż jestem zwolennikiem (i praktykiem) szkoły, która traktuje treningi uzupełniające, jako świetny sposób na poprawienie kondycji bez nadwyrężenia nóg, do czego może odprowadzić koncentrowanie się na samym bieganiu, szczególnie przy tak jednostronnych planach, jakie Koerner prezentuje w swoim przewodniku. Sześć dni biegania w tygodniu i brak obowiązkowych treningów uzupełniających? Tak się nie robi…
- No właśnie, za najbardziej kontrowersyjny element książki uważam przedstawione w niej plany treningowe. Wiem, że autor jest wyznawcą biegania, niemniej proponowanie komuś, kto przygotowuje się do pierwszych zawodów na 80K (jak np. mój Rzeźnik), by biegał w weekendy 2 x 40K jest hmmm… no, powiedzmy, że jest odważne. Nie warto i – o ile nie celujecie w podium – absolutnie nie ma takiej potrzeby (na moim przykładzie: dwa razy w życiu przebiegłem więcej niż 100 km w tygodniu, przed Rzeźnikiem biegałem długie biegi po 30K, autor zaś sugeruje by setki wyrabiać co drugi – trzeci tydzień, a w weekendy trzaskać po 80K). Szkoda zdrowia (i czasu).
Przewodnik po bieganiu ultra – podsumowanie
Zatem: kupić czy nie kupić? Jeżeli nic nie wiecie o biegach ultra, a chcecie czegoś się dowiedzieć – kupcie, bo za 20 złotych dostaniecie sporo sensownej wiedzy – łatwej do przyswojenia i będącej dobrą bazą do rozpoczęcia przygody z biegiem przez dzień i noc.
Zaś, jeżeli biegacie już jakiś czas, to wystarczy, że książkę przekartkujecie w sklepie czy u znajomych. Owszem, przewodnik może być dla Was potwierdzeniem pomysłów (kupowanie na zapas pasujących butów zanim producent zmieni je na gorszy model – ha, wreszcie nie jestem sam!) bądź polemiką z niektórymi z Waszych zwyczajów, ale nie spodziewajcie się, że dzięki lekturze nagle znajdziecie się bliżej podium.
Przewodnik po bieganiu ultra możecie kupić na stronie wydawnictwa (wersja elektroniczna powinna być dostępna w najbliższych dniach).
[EPSB]Zobacz też: ’Dziewczyny na start’ – recenzja[/EPSB]
ps. Muszę Was rozczarować – wbrew temu co sugeruje Koerner, da się zrobić 50K czy 100K po górach i nie stracić paznokcia. Od czasu, jak zmieniłem technikę biegu i dobrałem dobre buty, mam wszystkie. Nuda i zero szpanu :(