Starość jest wtedy, kiedy organizatorzy zawodów już nie zapraszają Was na starty, lecz na wieczory gier planszowych związanych z bieganiem. Tak jak to uczyniła PolskaBiega, proponując mi start w turnieju Kingrunnera

[Publikowane na blogu treści są prywatnymi opiniami autora. Jeżeli chcecie je stosować, robicie to na własną odpowiedzialność]

Odpuszczę Wam tu detaliczne opisy branżowej imprezy, gdyż nie po to do mnie zaglądacie, by o blogowym światku czytać (no, mam taką nadzieję) – w skrócie: było tłocznie, było fest, co widać na załączonym obrazku – zaś skoncentruję się na samej grze.

Kingrunner – co to za zawierzę?

Moim laickim okiem (mało gram w gry analogowe) Kingrunner to hybryda gry planszowej i karcianej. Hybryda, gdyż z jednej strony przed właściwą rozgrywką kompletujemy swoją talię kart, ale też poruszamy się „pionkiem po mapie”, jak to w klasycznych grach bywało. Zestaw składa się z planszy zawodów (dwie trasy), talii kart gracza i talii wydarzeń losowych, czterech pionków zawodników i ich znaczników oraz krótkiej instrukcji. Wykonany jest w porządku – obrazki przejrzyste, całość estetyczna, karty trochę pożyją.

Celem gry jest „wygranie maratonu”, czyli dotarcie do końca trasy. Maraton, jak to maraton – składa się głównie z przeszkadzajek, a to podbieg, a to kontuzja, a to padnie nam psycha i zaliczymy ścianę na dwa kilometry przed metą. Cały ekosystem jest sensownie zaprojektowany i mimo losowego występowania wydarzeń podczas rozgrywki (ciągniemy karty) dobrze się broni i oddaje realia wyścigu.

Jedna gra w Kingrunnera składa się z dwóch faz:

  1. Przygotowanie do zawodów – podczas tej fazy kompletujemy karty, które mają definiują naszą prędkość, kondycję i moc podczas wyścigu, a także pozwalają obronić się przed losowymi zdarzeniami podczas biegu.
  2. Maraton – nasz pionek staje na starcie i za pomocą zgromadzonej talii kart, naszej inteligencji, szczęścia oraz trzech współczynników (prędkość, wytrzymałość, psychika) rywalizujemy z naszymi konkurentami. Co istotne – rozgrywka jest fair, nie walczymy między sobą lecz z trasą i własną słabością (w końcu to maraton!)

Grać możemy w 2 – 4 osoby, rozgrywka zamyka się w 30 minutach. Opanowanie zasad wymaga ciut praktyki, ale w kilkanaście minut da się je ogarnąć na poziomie amatora. Chętni mogą rzucić okiem na instrukcję wideo.

Mistrzostwa Świata w Kingrunnera

Mistrzostwa Świata w Kingrunnera

Kingrunner – a fajne to to?

O dziwo… tak! Piszę „o dziwo”, gdyż nie spodziewałem się, że może mnie bawić granie w bieganie. Niemniej okazało się, że autorzy gry na tyle zwinnie ogarnęli temat, że rozgrywka nie razi sztucznością czy bezsensowną logiką (aczkolwiek znalazłem błąd w Matrixie, o czym później), zaś gra w gronie znajomych współbiegaczy dostarcza dużej frajdy (starość…).

Równocześnie niezłe zbalansowanie gry powoduje, że rozgrywka nabiera rumieńców w końcowej fazie, a emocje chwilami są naprawdę duże (kto był i widział finałową rozgrywkę pomiędzy NaDystansie, PawełChoiński i 100hrmax.pl, ten wie o czym piszę) – tego akurat nie oczekiwałem!

Kingrunner – to za ile zł ten maraton?

A za złotych 49. Moja rekomendacja jest taka: Kingrunner to zacny upominek dla kogoś kto biega i sam obraca się w rozbieganym towarzystwie. Natomiast byłbym bardzo ostrożny przy prezentowaniu tej gry osobom nie związanym z naszym szalonym światkiem, z dużym prawdopodobieństwem uznają ją za zbyt hermetyczną.

…zaś, co do błędu w Matrixie… a weźcie sobie zwizualizujcie, że w finałowym biegu przegrałem drugą lokatę, ponieważ… zaliczyłem ścianę po przekroczeniu linii mety.

Durne lex, sed lex.

[EPSB]100HRMAX.PL: Morderca butów [/EPSB]


I. Turniej Blogerów w Kingrunnera uznaje się udanym

Kingrunner - dekoracja zwycięzów

Kingrunner – dekoracja zwycięzów, zdjęcie od: MamyRuszamy


Branżowe postscriptum: Miło było Was spotkać i porozmawiać z tymi, co normalnie tylko czytani, do zobaczenia!