…nie kontroluję już nawet tego, że nie kontroluję, co się ze mną dzieje. Stokówka. Szlakowskaz. Schronisko. Ciemność. Wiatr. Tak chyba właśnie wygląda umieranie. Nie wygląda, bo nic nie widać…, czy na długo zasnęłam?
WPIS W SKRÓCIE:
Tekst z cyklu Goście 100hrmax.pl
Stumilak: 176 km trasy i 9K przewyższenia. Limit 48h
W roku 2017, na 50 startujących, trasę ukończyło 14 osób…
Od 100hrmax.pl: ze względu na wyjątkowy, osobisty, charakter relacji, zrezygnowałem ze skrótów i podziału tekstu na części. Dlatego proszę, zanim zaczniesz czytać, zapewnij sobie 15 minut na lekturę. Tak, by mieć czas, aby razem z Anną przejść przez wszystko to, czego doświadczyła...
[Tekst na blogu opublikowany za zgodą Anny. Redakcja: Karolina; Publikacja: Jakub]
STUMILAK: START | KRYZYS | DZIEŃ | NOC | MAJAKI |KONIEC
Tytułem wstępu – mała spowiedź. Zlekceważyłam ten start. Przepraszam samą siebie i obiecuję, że to się więcej nie powtórzy. Dałam też sobie cały tydzień „po” na analizę błędów. Tak, zapisywałam się na Stumilaka w odruchu focha, kiedy okazało się, że nie wylosowali mnie na Niepokornego Mnicha. A bardzo mi pasowało do tabelki, żeby zrobić coś koło setki pod koniec kwietnia. Stumilak akurat się nawinął, w miarę najbliższy dystansem ;)

Stumilak – profil trasy z 9000 m przewyższenia
Jasne, zapoznałam się z trasą i tak dalej. Ale dopiero po wielkanocnych opadach śniegu zaczęło do mnie docierać, że to może być wyzwanie życia. To już o sobie wiem, że nie przepadam za upałami, a im mniej biegowo na trasie tym lepiej wypadam na tle innych, więc… wykorzystajmy to. W sumie, cóż takiego trudnego może być w tej wycieczce po „moich” Beskidach. Huśtawka zaczęła się na długo przed startem. Wydarzenia ostatnich kwietniowych tygodni jeszcze bardziej ją napędziły, bez mała na orbitę kosmiczną.
Stumilak: Baza
Ponad 4 godziny do startu, docieram alfunią do bazy. Za zjazdem z S1 mijam Peugeota Kamila. Ha ha, jeszcze nie się nie zaczął bieg, a ja już wyprzedzam utytułowanego zawodnika. Niby wszystko poukładane, w torbach, plecaku i w głowie… a kręcę się bez sensu, nie wiedząc za co się złapać. Pomalować paznokcie? Nie, to very special rytuał na zwieńczenie przygotowań. Może coś zjem? Cała torba karmy przecież, kabanosy z dziczyzny, ziemniaki z masłem…
…a może najpierw się przebiorę? Inni już chodzą w strojach startowych. A, jeszcze skarpety dla Kamila. Sprawdzanie wyposażenia obowiązkowego, oczywiście wszystko jest, sprawdzałam pińcet razy w obawie przed przeoczeniem czegoś. Wyłączam internet w telefonie. Jedź po przygodę. Co to jest przygoda? Co tam znajdę? Czy odkryję nieznane? Czy ja chcę odkrywać nieznane? Chyba nie mam w sobie takiej ciekawości. Wolałabym się schować w swoim kopcu liści, jak jeż na zimę. Jeże są fajne.
Autobus zawozi nas na miejsce startu. Drętwo jakoś. Nastroje dopasowują się do pogody? Ciągle pada. W mijanych po drodze potokach widać masy wody, skłębione i brudne, spływające z gór. Tam nas wywożą. Nie, to my tam idziemy. O, serio, koleżanko, nie wzięłaś spodni przeciwdeszczowych? Teraz rozumiem, dlaczego niektórzy organizatorzy nie zgadzają się na przepisywanie pakietów na ostatni moment przed takim startem. Przejazd przez Suchą i Maków trochę zakorkowany. Jak jeszcze kolejne kilka razy kolega powtórzy, że kierowca nie wie gdzie jedzie, to na pewno coś to zmieni. Chyba jesteśmy zdenerwowani wszyscy. Troszeczkę? Jestem przygotowana, wiem o tym.
Przeglądam w pamięci dzienniczek treningowy ostatnich 24 tygodni – tylko raz pozwoliłam sobie na zmianę pory biegania ze względu na pogodę. A wycieczki górskie były w niemalże każdych warunkach. Nie ograniczyłam się do treningów tylko w boxie, gdzie poziom wysiłku, czas i warunki są ściśle kontrolowane. Dzisiaj to się przyda. Jestem spokojna o to, że dotrę do mety. To bardzo przyjemne, komfortowe uczucie – być przekonanym, na co cię stać.
Chociaż nie jest to mój docelowy start sezonu wiem, że zrobiłam wszystko, aby najbliższe godziny były naprawdę udane. Bez względu na wynik końcowy. Wiele tygodni pracowałam na to, od porannych biegów kończonych o wschodzie słońca, na wieczornych rozmyślaniach nad mapą kończąc.

Stumilak – trasa zawodów
< wróć |
Stumilak: Start
Odliczanie jakieś takie bez entuzjazmu. A może wydaje mi się? Przestawiam się w tryb startowy, w którym – trochę na autopilocie – jestem mocno zdysocjowana od rzeczywistości społecznej. Wraz z „3, 2, 1, start” pierwsze wyłączają się lęki. Nie ma żadnych obaw. Jest tylko to co jest. Let’s play. Początek standardowo, zostaję gdzieś na tyłach. Przetasowania, ktoś podbiega pod górkę?! Buhahaha, ciekawe gdzie zostaniesz. Jeszcze nie widać, które grupki są przypadkowe, a które – umówione. Znowu to samo, co na ŁUT.
Kurde, dziewczyny, co z wami, jak startujecie w zawodach w towarzystwie czy raczej pod opieką panów, to macie honor odbierać nagrody w kategorii solo?!
Nie wkurzaj się, rób swoje. Ograniczam rejestrowanie tego, co się dzieje dookoła. O, już ta kamienista przecinka za Hujdową. Tu sobie włączę empetrójkę, doda trochę spręża na podejściu, przecież limit na Krowiarkach już tam na mnie czeka i ostrzy sobie ząbki. Ale by to było głupie, odpaść na pierwszym PK. Michał wydłużył limit o pół godziny ze względu na warunki, powinno starczyć.
Ku mojemu zdziwieniu warunki na podejściu zapowiadają się na lepsze, niż miesiąc temu. Mokro, wszystko płynie, ale śniegu mniej, tutaj nogi się nie zapadają. Wtedy do Krowiarek miałam ponad dwie i pół godziny. Ile można zaoszczędzić z tego czasu, biorąc pod uwagę, że po drodze robiłam wtedy sporo foteczek? Dowiem się już wkrótce.
Nie patrzę na Garmina. Robię swoje. Krok za krokiem, kijki, regularne kilka łyków z bukłaka. W miejscu, w którym niebieski szlak zmienił przebieg (chyba niecały rok temu został przemalowany?) – zamieszanie, ludzie się wołają, jedni poszli po taśmach czyli nową wersją szlaku, inni – po tracku, czyli po staremu…
…wyprzedziłabym cię, ale nawet dobrze mi się tak idzie po twoich śladach. No dobra, pierwsze grube podejście za mną, nie ma co się delektować szczytem Śmietanowej, trzeba teraz zapi***ać w dół. Nie ma co oszczędzać łydek czy czwórek na później. Jutra może nie być.
Zawodnicy próbują jakoś tak dyskretnie przemykać po lesie, bokami. Pierdzielić system. I tak zaraz wszyscy będziemy cali mokrzy i brudni. Walę środkiem ścieżki. To znaczy rzeki. Panta rhei. Śniegi właśnie dzisiejszej nocy postanowiły zamienić się w Niagarę. Ekstaza. A przy okazji przyjemność z wyprzedzania. Przyjemność, która nakręca, szepcąc do ucha: wcale nie jest z tobą tak najgorzej. Ostatnia dziś nie będę. Poręcz, jest już, grzecznie rozglądam się i kicam przez ulicę.
Stumilak: PK1 Krowiarki
Ten moment, w którym ze strachu przed limitem dobiegasz na punkt całkiem z przodu stawki… Godzina pięćdziesiąt. Michał się śmieje ze mnie, tak go męczyłam o ten dwugodzinny limit. Dolewka izo do kubeczka. Nara, tak, już lecę. Dzisiejsza noc będzie kolejną piękną historią. Uspokój się. Nie przegrzej się teraz do Markowych. Kawałek truchcikiem, kawałek marszem, tak na zmianę.

Stumilak. Zapada noc…
Niedługo trzeba będzie włączyć czołówkę, przetrzymam jeszcze. Źle dostrzegam szczegóły przez te kilkanaście minut, gdy światło dzienne miesza się z moim. Spokojnie, przecież starczy mi światła na całą noc, w plecaku mam komplet zapasowych baterii i drugą czołówkę. Raz mi się wyłączyła na Zamieci w zeszłym roku, dobrze sobie zapamiętałam ten stres.
Idź czy biegnij – tak, żeby nie mieć potem do siebie pretensji o zmarnowany czas. Tak, żeby nie żałować żadnej minuty. Jeżeli w zdaniu występuje „nie”, najlepiej zamienić je na pozytywne – żeby nie powtarzać sobie, czego nie robić, tylko powtarzać co zrobić. Zrób ten bieg tak, żeby być zadowoloną z każdej minuty. Mam wrażenie, że się nie pocę. Czy dość piję? W uszach piękna muzyka. I still have a soul. Tylko dlaczego wodoodporne rękawiczki już przemokły?
Cholera jasna…
….no nie da rady dłużej tak, muszę już je zamienić na suche. Teraz to dużo wcześniej niż planowałam… oby te rękawice wytrzymały ulewę. Są grube, zimowe, jednopalczaste. Kawałek truchcikiem, kawałek marszem. Widać światła schroniska, to pobiegnę. Na pewno ktoś tam siedzi w jadalni i patrzy na nas, pobiegnę najładniej jak potrafię, niech zazdrości. Osuwisko. I znowu zbiegi, mrauuu.
Ciekawe, że tak szybko się rozluźniło, dawno się nie mijałam z żadnym z zawodników. No, ale cóż, jest nas tylko 50. 47 znaczy. Żal mi tych, którzy odpuścili już przed startem. Pomijając chorobę czy kontuzję – co trzeba mieć w głowie, żeby zrezygnować z takiego startu? Nie zrozumiesz…
Dobra, koncentracja. Z chłopakami z KS Meta wyśmienicie się tu zbiegało. O, tu stali ratownicy na Panterze. A tu był punkt na etapówce. Ciekawe, jak mi się dzisiaj będzie biegło od Mędralowej, dwa tygodnie temu na rowerze to się zmęczyłam. Zimno. Deszcz wychładza mocniej i szybciej, niż śnieg. Macham rękami, przyspieszam – tylko po to, żeby pozbyć się tego paskudnego uczucia wyziębienia, które podstępnie kradnie mi energię.
Qwaaaa, co jest…?!
– stopy zalane, w rękawiczkach ocean! Ruszaj palcami. Nie mogę ruszać palcami. Dlaczego wychładzanie się tak boli?
< wróć |
Ulewa wypłukała mi już szpik z moich kości. Deszcz płynie w moich żyłach. Jeszcze trochę i nie będę w stanie włączyć przycisku S.O.S. na trackerze. A najzimniejsze godziny dopiero przede mną.
Jestem w czarnej dupie.
Nie no, serio, ja mam skończyć na 36 km? Wraca pytanie: czego nie wiedziałaś o tych zawodach? Nie mam wytłumaczenia. Wyjście na Pilsko, gdzie będzie minus 5 i pewnie wiatr, z już odmrożonymi stopami i dłońmi to chyba jest durny pomysł. Trzeba schować dumę i ambicję do kieszeni. Wizja łóżka, w którym jest sucho i ciepło, a obok stoi kubek z gorącą herbatą, z goździkami i plastrem pomarańczy, tak jak lubię najbardziej… taaak, zdecydowanie wybieram taką opcję. Jak dożyję.
Kurde, po co ja w ogóle mam się tak tu męczyć, zamiast spędzić majówkę hmm… na przykład wylegując się w łóżku… aha, bo nie mam z kim, już przypomniałam sobie tą smutną prawdę, dlaczego piątkowy wieczór spędzam inaczej.
Czy to na pewno ten powód?
Co wybierasz?
Czy na pewno robisz to, co chcesz?
Obojętność. Znowu schodzę z trasy. Nie no, Lądek się nie liczy, to był start na próbę. I nie tylko ja schodzę z trasy. Nie dam rady. Najbardziej to nie dam rady cieszyć się razem z finisherami. Chyba powinnam zadzwonić do Medicoveru po karetkę, a może po GOPR? GOPR chyba nie będzie się fatygował po ofiarę losu na przełęcz? Nie wiem, zadzwonię do organizatora. Nie jestem w stanie ocenić obiektywnie sytuacji z moimi palcami, jak bardzo jest źle. Przypomina mi się historia odmrożeń Kiełbasy na Yukonie…
Wyjmowanie telefonu i wybieranie numeru trwa wieki. Poza zasięgiem. Muszę się dodzwonić, zanim mi całkiem te palce odpadną. Spróbuję do mamy, to ona już dalej skontaktuje się z orgami i zorganizuje pomoc.
Co, jesteś na punkcie??? Na PK2? Naprawdę? Tak, doturlam się.
Chyba mniej niż godzina. Mózg mi zamarza, iskrzy na zwojach nerwowych jak sople na linii wysokiego napięcia. Przestaję czuć dużo więcej. Zaczyna się proces autoratowniczy organizmu – odcinanie najmniej potrzebnych funkcji i organów. Jest, ostatni stromy zbieg i łąka.
Stumilak: PK2 Glinne
Tutaj, do kampera. Zdejmij mi rękawiczki. Pij herbatę. Ręcznik. Tu masz suche, takie, takie, co chcesz. Nie mówcie do mnie wszyscy naraz. Pij zupę. Przebieram całą górę.
Sorki, że spanikowałam, jasne, że cisnę dalej.
Przekładam trackera do kieszonki, ponoć nie było mnie widać przez to, że był wrzucony na dno plecaka. Does’t mean you’re gonna die / gotta get up and try, and try, and try. [Pink]
Umawiam się, że jakby co – skręcę do schroniska na Miziowej. Różowo nie jest, nie mogę znaleźć wejścia od ulicy w szlak. Pora na odcinek z wycieczki z Maćkiem i Tomkiem. Drugie grube podejście. When I’m standing next to mountains…
Najwyższy punkt trasy przede mną. Więc potem to już właściwie tylko z górki. Nie myśl o mecie. Koncentruj się na tym, co masz do zrobienia na najbliższym odcinku. Do najbliższego PK. Do najbliższego punktu orientacyjnego, który znasz. Przede mną musi być mało zawodników. Na śniegu świeże tropy Salomona i Inov8. Taśmy trudno wypatrzeć. Mglista mżawka. Zerknę na tracka – byle przypilnować tego skrętu w prawo na szczycie. Tropy są i ich nie ma. Zresztą nie mam pewności, czy chłopaki przede mną się nie pogubili. I tak sobie chodzimy w kółko wszyscy. Jak w tej bajce. Co to była za bajka? Eeee…
Ooo, jest tablica, hurraaa! Jak z Cergową albo Śnieżnikiem – jak się nastawię, że będzie ciężkie podejście, to znoszę je całkiem całkiem. Przecież każda górka kiedyś się kończy, to takie proste. Znam to miejsce, wiem doskonale, że szlak prowadzi szeroką ścieżką kilka kroków obok tablicy, pomimo tego decyduję się iść dokładnie po tracku. Po kilkudziesięciu metrach przez pole śnieżne wbijam się w kosówkę…
…kosówka jak z Jurassic Park. Plus miękki śnieg między konarami. Ja pinkolę, o maczecie to Michał nic nie mówił, żeby zabrać. Na szczęście mam trackera, jakby co to mnie znajdą. I będą się śmiać, bo muszę być nie dalej niż 10 metrów od ścieżki. Tylko zamiast sobie swobodnie zbiegać, walczę o przetrwanie, przeciskając się przez kosodrzewinę, jak w jakimś j_banym parku linowym. Ale głupia jesteś.
Tracę wiele minut na wydostanie się z dżungli kosówki, oczywiście bez zawracania. Uff, wreszcie można zbiegać. No, prawie. Lodowe poletka wśród śniegu i kamieni nie są nadzwyczajnie widoczne. Znowu leżę, pocieszam się, że nie ryjem w ten lód.
Heart go boom. Kręci się, kręci… Czy to już podejście na Munczolik? Jak ja lubię te wszystkie szlaki w pobliżu Rysianki. Chciałbym być zawsze / niewinny i prawdziwy / chciałbym być zawsze / pełen wiary i nadziei. [Hurt]
Na Trzech Kopcach odbijam w lewo wzdłuż granicy, po prawej widzę w oddali dwa światełka czołówek. Ktoś z naszych zawraca? Trudno mi uwierzyć, żeby pomylić szlak w tym miejscu. Ale jeszcze trudniej w to, że ktoś z turystów wybrał się w taką noc na wycieczkę. Haha, a może to Kamil wyskoczył na kolację do schroniska? Nieraz wspominał, jak mu tam schabowy na BUTcie smakował. Biegnij dalej sam / żeby sprawdzić, co cię martwi / co nie daje w nocy spać. [F.E.T]
Chyba światełko przede mną, czyżbym miała jakieś zwidy? Dwa światełka. To jest chyba środek nocy.
Czy o tej porze mówi się dzień dobry czy dobranoc?
Miny chłopaków – bezcenne. Stało się, właśnie dogoniłam Maestro Kamila. Mam tę moc! Uspokój się, znowu powalone drzewa na trasie. Mój „ulubiony” typ przeszkody: nie wiadomo, czy mijać górą, dołem czy szukać przejścia dookoła. Zwykle nabiegając na takie drzewo powalone przez środek ścieżki nie mogłam się zdecydować, którędy je ominąć, aż mnie to denerwowało, że mam takie dylematy. Tym razem już tak nie będzie. Wybieram przy każdym kolejnym drzewie pierwszy wariant, który mi wpadnie do głowy. I myk. O dziwo, chłopaki uciekają mi dopiero za tymi przeszkodami. Chyba się spięli za bardzo, bo nie zauważyli ostrego skrętu szlaku w prawo. To już tak bardzo niedaleko do PK3. Na Przełęczy Glinka jestem chwilę przed nimi. Lecz wiem, bo przekonałem się nieraz / że nie ma co wychodzić z kina póki trwa seans.
< wróć |
Stumilak: PK3 Glinka
Generalnie uważam, że należy się spieszyć na punktach odżywczych, bo czas na nich stracony bardzo trudno odrobić w drodze. Nagle wpada mi do głowy, że nie dzisiaj. Bo tu i teraz lepiej się chwilę ogrzać. Przeskanować swoją sytuację. Podobno już 12 osób odpadło. Jak w wierszyku o bałwankach. A dla mnie każdy PK jest jak mała meta.
Musi być zimno, mamusia trzęsie się cała. Zobaczymy się dopiero w Zwardoniu. To daleko czy blisko?
Poprawiam spodnie po raz pińcetny, ale mnie irytuje, że tak zjeżdżają z tyłka. Tak to jest z zakupami na ostatnią chwilę. Odcinek przez Równy Beskid – tradycyjnie już – dłuży mi się niemiłosiernie. Dziwne, zazwyczaj jak jestem na jakimś szlaku po raz kolejny, to szybciej zlatuje. Podejście na Oszust wcale nie jest takie dramatyczne, uwierz w to.
Zapach pieczonych ziemniaków, odgrzewanych na patelni z masłem i cebulką. To tylko moja wyobraźnia. Mam nad nią kontrolę.
Ból nie jest faktem w moich stopach – jest tylko wyobrażeniem w mojej głowie. Będę to sobie powtarzać. To działa. Działa też przypominanie sobie, że każdy ból przemija, jak tylko przestanie się na niego zwracać uwagę. Koncentruję się na marszu, biegu, użyciu kijków.
Odcinków w dół za Oszustem i za Świtkową nie można nazwać zbiegami… albo ja nie mogę nazywać się biegaczką. Trochę zjeżdżam w pozycji panczenowej, trochę na plecach, reszta – kulam się jakoś. Boli.
Nie pierwszy siniak i nie ostatni, najważniejsze, że obie nogi na miejscu. Czy podejście pod Rycerzową puści dzisiaj lepiej, niż na wycieczce kilka tygodni temu?
Tak, dzisiaj nie jestem odwodniona.
Świta. Ranek powinien dodać energii. No, chyba że jest jak teraz, czyli panuje pogoda, która ma na drugie „depresja”. Ptaki jakoś żałośnie zawodzą. Pogrzebowo. Po co to robię i dokąd to zmierza już nie mam pojęcia / ale wiem, że jest ciężko / nieważne czy ktokolwiek w górze tam jeszcze czuwa nade mną / sam sobie winny wciąż stoję w miejscu / mimo że zawsze pragnąłem w gwiazdach / kolejny raz bez większego sensu zostaję ze sobą sam. [Essex x Lulek]
Zbiegam na nawrotkę na czarnym szlaku. O, chłopaki wracają. Kamil pyta o samopoczucie, z troską doradza, żebym odpoczęła i najadła się w schronisku. To miłe, a ja bardzo tego teraz potrzebuję.
Stumilak: PK4 Przegibek
O jesssski, jak tu gorąco. Znowu ludzie, którzy znają skądś moje imię.

PK Przegibek / Zdjęcie: Piotr Oleszak
Herbatę tak, tylko nie owocową. Pieczone ziemniaki tak, zjem. Już nie myślę pełnymi zdaniami. Rosołek smaczny prawie jak mój, no, w sumie nie ma co już dłużej siedzieć. Teraz bardzo przyjemny odcinek, łagodne podejście na Wielką Raczę, które tak mi fajnie weszło na ostatniej wycieczce.
…pani Aniu, ma pani może plaster?
Że co? Plastrów mam do wyboru do koloru, ale „pani”??? Nie denerwuj się…
…coraz bardziej się wyłączam. Nie pamiętam. Ziemniaki nie chcą się przyjąć. Niedobrze, za wcześnie na protesty żołądka. Wraca kaszel. Spodziewałam się. Tylko dlaczego przy kaszlu mam odruch wymiotny?
O, turyści. Ciekawe, czy też mają takie bagno w butach. Wchodzić, nie wchodzić do schroniska? Nie, już tylko ten zbieg i będzie przepak. Fajnie, że to nie jest bieg na 500 osób. Samotność na ultra szlaku jest ok. Bardzo ok. Oczyszcza mnie. Niezauważalnie, jakby w tle zawodów, ustawia priorytety. Nie muszę o tym myśleć.
Dlaczego ja tak ostrożnie zbiegam? Jestem beznadziejnym przypadkiem, rzucam się na te ultra, a ani we mnie siły, ani techniki. Nawet jak mnie zasypią śniegi, to pozostanie we mnie ambicja i walka. Nie, walka to nie jest dobre słowo. Tam gdzie walka, ktoś musi przegrać. Nie chcę przegrywać. Za dużo już przegrałam. A to nieprawda, że „co cię nie zabije – to cię wzmocni”.
Dobrze mi się biegnie po szlaku, który znam. Dobrze to zdecydowanie za mało dla mnie. Zanurzanie się w bezmyślności jest przyjemne. Powtarzał, że za dużo myślę. Jakbym miała taki przycisk, którym się myślenie wyłącza… nie mam. No to se biegnę…
Faken cziken, znowu błoto okazuje się głębsze niż bym tego komukolwiek życzyła i zasysa mi buta. Znam ten dźwięk aż za dobrze. Wolałabym do Zwardonia dobiec w kompletnym obuwiu. Czy Łemkowyna przy tym to spacerek? Z pewnością Stumilak jest bardziej urozmaicony. Bizancjum zagrożeń, proszę bardzo, za jedyne trzy stówki.
Skup się, co jest do zrobienia na punkcie: ze sprzętu wymiana akumulatorków w czołówce, Garmina i empetrójki, z ubrań to tylko buty, reszta niech zostanie, no i pewnie trzeba będzie jeść. Nie chce mi się, picie wchodzi, ale cokolwiek do gryzienia to już jest problem, jak zwykle po kilkunastu godzinach. O, znowu mijam tego Maćka z jednym okiem. Obstawiam, że zostanie w Zwardoniu, nie wygląda najlepiej. Śmiej się, śmiej, tak samo świeża jesteś. Może dlatego nadchodzący z naprzeciwka turyści nie odzywają się. Majówka jest jakaś czy co? Na asfalcie podbiegam te same odcinki, co na wycieczce – jest świetnie. Bliskość „małej mety” zawsze dodaje skrzydeł. Maleńkich skrzydełek. Mamusia już czeka. Może zdjęcia będą robić.
Stumilak PK5 Zwardoń
Oczywiście, że idę dalej
Wiem, chciałbyś, żebym została, a takiego, popsuję ci obstawiane statystyki. Nie kontroluję już ani czasu ani tempa, nieważne. Po przekroczeniu 100 km nadchodzi pora, żeby zapytać co się dzieje na trasie, zwłaszcza za moimi plecami. Niby fajnie, bo na przepaku nieoczekiwanie zyskuję i wychodzę już jako czwarta, ale kolejne osoby się zbliżają, w tym druga dziewczyna.
Ostatni raz jadłam kurczaka chyba z sześć lat temu.
Obserwuję z politowaniem swoje nieogarnięcie. Grzebię i grzebię w tym pudełku bez sensu. Po co ja tyle mówię. Suche buty to jest to. Może nie przemokną tak od razu, będę uważać. Hoka One One to dobry wybór na drugą część trasy, ból w stopach na asfaltowym zbiegu jest na akceptowalnym poziomie. A może to ja potrafię zaakceptować więcej, niż mi się wydawało, że mogę. Nie bądź taka pewna siebie, że to zrobisz. Słońce mnie rozleniwia. Z tego kurczaka to najlepszy był olej kokosowy. Wtedy też świeciło słońce. You did what you did to me / now it’s history I see / Here’s my comeback on the road again / Things can happen while they can. [Ane Burn]
Zdejmuję teoretycznie wodoodporne gacie, czemu tego nie zrobiłam na przepaku? Podarte. Chyba się nie mogłaś spodziewać, że ultralekkie gacie wytrzymają taka ultraterenową wyrypę. To w końcu trzeba wchodzić na Ochodzitą, jak w opisie trasy, czy idziemy szlakiem? Trochę więcej zaufania do samej siebie. Przecież jesteś tego warta. I pomyśleć, ile ja tu kiedyś zjeździłam na rowerze. I prehistoryczny rekord prędkości na zjeździe do Kamesznicy…
Asfalt po dobie w drodze i setce w nogach nie wydaje się taki zły. Może jeszcze nie fajny, ale bezpieczny. Nogi się nie wyginają paralitycznie, ból jest kontrolowalny. Tylko to mogę kontrolować. Swój ból. Czy z bólem na ultra trzeba się zaprzyjaźnić? Przyzwyczaić? Jest i rozpuszcza się.

Stumilak 2017. Zdjęcie: Stumilak
Zadzwonię, niech mi monitorują sytuację za plecami. Kwiat lotosu, znowu to samo, co na ŁUT. Niefajnie, jak mi ktoś siedzi na ogonie. Za dużo o tym myślę, a przecież nie jestem na tyle mocna, żeby uzależniać swoje tempo od innych. Plus z tego taki, że przestaję zwracać uwagę na ból czy zimno. W sumie od kilku godzin już nie jest zimno. Jest tylko słabo. Czy to odcinek do schroniska pod Baranią tak szybko mi mija, czy mam już może dziury w pamięci? Ładny ten niebieski szlak, nawet z tym asfaltem.
Toadstools znaczy muchomory.
Niezły flow. Nie ma ludzi. Nawet mi się nie chce schodzić ze szlaku w krzaki na sikanie. Przy kucaniu nie czuję jakiejś szczególnej sztywności w czwórkach, spoko! Widać, że kolejne odcinki trasy znakowały różne ekipy, każda miała swój styl. Dlaczego akurat w takich warunkach poszukuję swojego skrawka bezpieczeństwa? Czy bardziej dążę do czegoś, czy jednak uciekam?

Autorka na trasie Stumilaka. Zdjęcie: Stumilak / FB
Stumilak: PK6 Przysłop
W schronisku gęsto jak w markecie. Skąd ja cię znam, z pracy? Nie ma bananów. W pomidorowej jest makaron, starannie go omijam. Nie, nie wiem nic o zmianie trasy! Ciekawe, czy naprawdę tak mocno wylał ten strumień. Wydaje mi się, że taka jedna strumykowa przygoda nie zrobiłaby już nam różnicy. Może zdążę na zachód słońca na Baranią?
< wróć |
Coraz bardziej kamieniście, wiadomo, że luźne kamienie to największy urok i skarb Beskidu Śląskiego. Nie marudzę. Podjęłam decyzję, że tu przyjeżdżam i robię tę trasę, a jak się podejmuje jakąś decyzję, to należy i warto zaakceptować wszystkie jej konsekwencje. Tak więc akceptuję również te luźne kamienie, to tak jakby część regulaminu. Jak spokojnie, sielanka wręcz. Skup się, ostrożnie tą wąską ścieżynką po śniegu, nie patrz w dół, bo zjedziesz.
Ciepły, złocisty zachód słońca. Może zrobię zdjęcie? Nie chce mi się. Przymykam oczy, zapisuję sobie ten obraz w myślach. Stąd imponująco prezentuje się kolejne grube podejście – niebieskim na Skrzyczne. I wiem, że mogę, wiem że mogę, choć mam pod skórą coś jakby strach… Nieprawda, nie boję się.
Kawałeczek przez Magurkę towarzyszy mi turysta na rowerze, opowiadam mu o biegu i jakichś pierdołach. Jest coś uspokajającego w tym, że trasa poza szlakiem została zmieniona na szlak zielony, który znam. Zwłaszcza że track na Garminie coś nawala, nie mogę przybliżyć skali. Don’t you tell me what you think that I can be / I’m the one at the sail, I’m the master of my sea. [Imagine Dragons]
Nie oszczędzaj się na tych kamienistych zbiegach, lecisz jak mała dziewczynka. Tak, jestem małą dziewczynką, pragnę tylko, żeby mnie pogłaskać po głowie.
Niech ktoś się mną zaopiekuje!
Ale nikt nie widzi tej małej dziewczynki, mówią: twardzielka. Podaj mi definicję bycia twardym człowiekiem. Im bardziej na zewnątrz wyglądam na twardą, tym bardziej słabo w środku. Włączę już czołówkę. Kamienie w wąwozie. Chamski zbieg asfaltem. Express yourself, lalala. Mijam tablicę z przekreśloną nazwą miejscowości Ostre.
Czy punkt jest przy parkingu na dole? A może już go przegapiłam?
Stumilak: PK7 Ostre
Na punkcie Maciek zamiast mamy. Nie wiem czego chcę, może najchętniej to bym sobie popłakała tu na przystanku. Potrafię trochę poudawać, że jest ok.
Po ponad dobie napierania pytania kierowane do zawodnika muszą być maksymalnie proste, jednoznaczne. I nie mogą zaskakiwać. Nie odprowadzajcie mnie do zejścia szlaku z ulicy, bo jeszcze ktoś powie, że dostałam pomoc poza punktem.
Pewność, że dotrę do mety, wzrasta. Właściwie tylko to jedno grube podejście na Skrzyczne i już. Nie wybiegaj tak daleko myślami. Spokojnie sobie podejdź. Ciemność w lesie jakaś taka ciemna. Pochłania mnie. Droga się rozpływa w różnych kierunkach. Pilnowanie przebiegu szlaku kasuje ze mnie potwornie dużo energii, która już dawno na debecie. Lewa, prawa, kijki, szlak i taśma. Lewa, prawa, kijki… Zatrzymam się na chwilkę. Byle do przodu. Powoli, jak najwolniej, ale do przodu.
Nie chcę się spocić, bo potem na górze przemarznę. Zadbaj o siebie, najlepiej jak potrafisz. Tylko ty sama możesz to zrobić, tu i teraz. Rozpoznaję miejsce, w którym na Zamieci stoją flagi i skręcamy w lewo. Stąd już tak niedaleko do szczytu, jak wspaniale, znowu po moich znanych ścieżkach! Euforia.
Uspokój się, żebyś tylko po dotarciu do schroniska nie zawróciła i nie pobiegła z powrotem na dół z tego zamieciowego przyzwyczajenia. Tak, w tym stanie wydaje się to prawdopodobne. Czy to dobrze, czy to źle? Nie potrafię, nie chcę oceniać.
Powietrze jest przejrzyste, przyglądam się światłom miejscowości w dole. Świecą dla mnie. Stąd jest już naprawdę niedaleko do mety. Czuję jej zapach. Dużo dziwnych zapachów, których nie rozpoznaję. Już je kiedyś czułam. Nie wiem, co znaczą. Tylko teraz tego nie popsuj, co już zrobiłaś. Jestem taka sama.
Samotność.
Na pewno już nikogo więcej na tej trasie nie ma. Ani na całym świecie. A ta droga przede mną znikająca w ciemności nigdy się nie skończy. Nigdy. No, bo co jest na mecie? Nie chcę tam wracać.
Nie mogę się zdecydować, którą stroną obejść te drzewa, którą stroną szlaku zbiegać. Jak biegłyśmy tu z Małgosią, to o niebo lepiej szło. A właściwie biegło. Daleko jeszcze? Wlokę się do tego punktu jak nie wiem. Dlaczego tak powoli? Powinnam dać sobie spokój z tym bieganiem. Kiedyś wierzyłam, że będę w życiu robić coś ważnego, coś wielkiego. Śmieszne. Oczy mi się przymykają, może tak też da się biec?
Bad ideas make the best memories, lalala. Wreszcie jest…
< wróć |
Stumilak: PK8 Salmopol
Pustka. Nic do mnie już nie dociera, wiem tylko, że do mety 20+ i tego się trzymam. Tak wiem, zaokrąglam se w dół. Maciek mówi, gdzie Kamil przede mną i ile za mną Ania, ale chyba mnie to nie wzrusza. Bezmyślnie przebieram nogami. Jeszcze tylko ta kamienista prostka pod Klimczok. Raj, którego nocą pragniesz / tak, jak ja / To niebo, to raj / Dalej proszę leć proszę gnaj. [Enej]
O! Embrion słonia narysowany na kamieniu. No, to pięknie, trafiło i mnie. Fatamorganax. Skoncentruj się, przebieraj nogami. Tylko to masz robić. Och, to chyba zbyt wysokie wymagania. O, jakieś napisy na liściach. Nie mam okularów, nie widzę co jest napisane. Odpływam / zapamiętaj jak się nazywam, zapamiętaj co potrafię / skoki w dal, wzdłuż, w czasie / przewiduję słowa przewiduję sytuacje. [Kaliber 44]
Koncentracji nie mam wcale. Karrramba, potykam się, przewracam, to mnie otrzeźwia… ale tylko na chwilkę. Czy ja dalej jestem na szlaku? Jaki to miał być kolor, bo jest jakiś taki różowy… Dalej, po lewej ręce / cudów więcej / prędzej, zaraz się zakręcę / pędzę tam teraz…[Kaliber 44]
…nie kontroluję już nawet tego, że nie kontroluję, co się ze mną dzieje. O, ten kamień leży dokładnie tak, jak go odłożyłam. Czy ktoś nie mógłby tych liści suchych zgarnąć ze szlaku i poukładać w jakieś zabawne figury? Hej, miałaś przebierać nogami!
Ale po co?
Czy to nie dziwne, że jestem tutaj w nocy? Już tu kiedyś byłam. To wszystko już kiedyś było. O, a tu rozmawiałyśmy o… o czym? Czy na długo zasnęłam? Stokówka. Szlakowskaz. Schronisko. Ciemność. Wiatr.
Tak chyba właśnie wygląda umieranie. Nie wygląda, bo nic nie widać. Nikt nie wie. Nikogo to nie obchodzi. Ile jeszcze do tego rozejścia szlaków, czerwony powinien odchodzić w lewo. So wake me up when it’s all over / when I’m wiser and I’m older / all this time I was finding myself. [Avicii]
Powiedział, że nie będzie z tego żadnej przyjemności, a powinno to nas cieszyć. Przekornie. Jestem tu dla siebie. Jestem swoim pępkiem swojego świata. Zbieg. Zalewa mnie ocean przyjemności. Zbieg miał być techniczny. Open your eyes / open your mind. [Guano Apes]
Głośno. Śpiewam, a może coś krzyczę. A może tylko mi się wydaje. Nigdy nie wiadomo, jak nasze interpretacje różnią się od rzeczywistości. Co może być w tym przyjemnego? Zadajmy inaczej to pytanie. Co ci to daje? Co z tego mam?
Nie, zapomnij, nie chodzi o wyniki sportowe. Ani o fejm, zawsze będzie ktoś lepszy, fajniejszy, ładniejszy. JA. Jestem sama ze sobą, jeden na jeden, tak blisko, jak mało kto ma odwagę być i pozwolić sobie na docieranie do zakamarków swojej duszy. Co tam odkryję? To może boleć. Bardziej niż moje stopy? Nie chcę się tym dzielić. To MOJE. Za kilka godzin na mecie będę kimś innym, niż byłam na starcie w piątek.
Światła Bystrej jakoś tak bardzo w dole cały czas, chociaż zbiegam i zbiegam. Neverending story.
Czas jest z elastycznej gumy. Zimno i słabość to również pojęcia względne.
Wreszcie, jest ostatni..
Stumilak: PK9 Bystra
Nic już nie chcę. Po co mam jeść. No dobra, colę. Wyjść z PK z wymaganym minimum w plecaku. I żeby się nie przewrócić po drodze, nie uszkodzić się albo nie zasnąć. Maciek mówi, że mam być na mecie za 2 godziny. Rozpaczliwie usiłuję obliczyć, czy to możliwe. Tego odcinka do mety nie znam, powinno mi to paradoksalnie pomóc i odrobinkę sprężyć, obudzić. Nie znam już nawet takich słów. Asfaltem jakoś się idzie, na podejście po glinie bateryjek nie starcza. To ja tu sobie przymknę oko, a jak otworzę, to będę już na Szyndzielni tak?
Toczę się zawijasami po tej glinie. Ścieżka po drugiej stronie drogi wydaje się fajniejsza. Ale tu brzydko. Brudno. No, to ja tu akurat pasuję. Nie chce mi się. Nic a nic. Słoma w czaszce przemokła i zamarzła, nic nie działa. Co to ja miałam… a, przebierać nogami. W sumie nieistotne, która lewa, a która prawa. Kijki, nogi. O, jak dużo tablic informacyjnych. Po chińsku chyba. Ktoś rozwiesił karteczki z obrazkami nawet na krzakach. Bla bla bla. Błyyyy…. Yhyyy… Yyyyyyyy… Taśmy, pilnuj taśm! No i bęc, nie ma taśmy.
Jest jakiś budynek, to chyba ta kolejka. Wyciągam opis trasy, próbuję przeczytać. Widzę literki, ale nie kumam ani słowa z tego. Pamiętam, że miało być zielonym szlakiem już do końca. Dziwna tabliczka w środku lasu „skrzyżowanie”. Rozglądam się. Nic nie jedzie. Zatrzymuję się kilka razy, żeby zmienić muzykę w empetrójce. Żadna mi nie pasuje. Taka sytuacja. This is the moment / this is exactly where she is born to be / now this is what she does / and this is what she is. [Nick Cave and The Bad Seeds]
Powinnaś się cieszyć, wspaniała chwila ten ostatni zbieg. Powinnam? Zgubiłam się. Dzwonię, żeby mnie znaleźli na tracku. Wracam, szukam szlaku. Znowu dzwonię. Ojeju, jakie dziwne zwierzęta. Skrzyżowanie dużej tłustej sarny z Ryjkiem. Ryjek chyba był z Muminków. Co one się tak patrzą?
A sio, szlak mi tu zasłaniacie!
< wróć |
Tak, jestem na szlaku, za to nie ma taśm. Jeszcze raz. Dzwonię. Jestem przy jakimś budynku. Nie wiem, czy to schronisko, bo nie jest napisane. Miał być chodnik i 300 metrów chodnikiem w prawo. Nie ma. Histeria. Chłopaki mnie naprowadzają. Widzą mnie, wołają. Zbiegam. Przynajmniej ten jeden ostatni kawałeczek ładnie sobie zbiegnę.
Stumilak: meta

Ania Witkowska na mecie. Zdjęcie: Stumilak / FB
Nie czuję nic. Tak musi brzmieć najczystsza przyjemność. Osiągnęłam ten stan. Chwytam ten stan. Nie ma bramy, zegara, muzyki ani czerwonego dywanu. Dostaję do ręki „medal”. Przyglądam mu się, jest taki jak na obrazku. Płaczę, ale to jakieś niewyraźne. Puste i pełne zarazem. Zrobiłam wszystko i nie mam nic. Dzieje się albo śni. Czy możemy od razu jakoś zorganizować przejazd do tego ośrodka, daleko to? To ten budynek, aha.

„Nic już nie muszę i mogę wszystko.” Zdjęcie: Piotr Oleszak
Nic już nie muszę i mogę wszystko. Tylko nie bardzo mam pomysł co teraz z sobą zrobić. Zaopiekuj się mną. To ja się może położę. Tak, tu i teraz. Podłoga? Nie szkodzi. Zdejmę buty…, ojejku, przepraszam – strasznie nabrudziłam. Jeszcze kocyk z auta.
Poczytaj raz jeszcze i zapytaj siebie:
Kim jesteś?
[Kurtyna.]

Stumilak. Wyniki edycji 2017
Przeczytaj też: Ania Witkowska – Pani na Łemkowynie
Zdjęcie otwierające: Ultralovers / Ania Witkowska
Pierwsze ultra: Poradnik na debiut