MER 2016 – przeklinałem, śmiałem się, biadoliłem. Szedłem na śpiocha i leciałem na skrzydłach. Wszystko po to, by po 24 godzinach wejść na 12 tysięcy metrów i wyjść z Marriottu mówiąc sobie: Arghh, nigdy więcej!
MER 2016 – przeklinałem, śmiałem się, biadoliłem. Szedłem na śpiocha i leciałem na skrzydłach. Wszystko po to, by po 24 godzinach wejść na 12 tysięcy metrów i wyjść z Marriottu mówiąc sobie: Arghh, nigdy więcej!
Fajnie jest fantazjować, śnić na jawie i uciekać w świat marzeń. Ale co uczynisz, gdy staniesz twarzą w twarz ze swoją fantazją?
…, a niemalże co drugie z nich zadanie w sobie niesie. Czyżby Jakub (100hrmax.pl) naiwniak składał postanowienia noworoczne? Owszem.
Są takie podsumowania, które bolą, takie których pragniemy uniknąć. To właśnie te, które mogą przynieść najwięcej korzyści – o ile tylko uda się nam zdobyć na szczerość wobec samego siebie. Oto mój sezon biegowy…
Mamroczący coś do siebie facet, co biegnie zygzakiem i czołówką omiata zakamarki żoliborskich podwórek. Albo pijany, albo wariat, może zgubił kluczyki do samochodu? A nie, to ja – startujący pierwszy raz w życiu w biegu na orientację.
Czym różni się ukończenie jednego maratonu od zrobienia ultra na 150K? Prawdę mówiąc niczym. Startujemy na kopie z adrenaliny, z czasem narasta zmęczenie i w okolicach trzydziestego drugiego – no, może trzydziestego piątego – kilometra wskakuje kryzys. A potem to już napieramy do mety. Różnice są tylko w detalach, na przykład…