Są takie chwile, jak na przykład niedzielne popołudnie, gdy wszystko wkurza, łeb jeszcze łupie sobotą, a do głowy przychodzą myśli od czapy, których Ty nie masz siły z niej wygonić. Polecieć na Marsa? Począć nowego syna? Zrobić sobie prywatny triathlon? O…, dobra!
Tag: warszawa

Bieganie to zło. To korki i paraliż Warszawy, tudzież okolicznych wiosek. To ludzie, którzy zamiast spędzać niedzielę z Bogiem i telewizorem, oddają się kultowi fizyczności. To biegacze. ZNOWU!

Bieganie w Warszawie to nie tylko asfalt, samochody i smog. To także, skryte przed tłumami, zielone ścieżki. Miejsce, gdzie bieg cieszy podwójnie, a endorfiny szybują pod sufit. Pokażę Wam kilka z nich. Pierwsza, to moja ulubiona: 15K z Młocin na Żoliborz.

Krzaktrail to sposób, by sprawdzić na ile jest się w formie, na ile głowa trzyma i nogi podają. Krzaktrail jest wyjątkowy i niepowtarzalny. I mój, mój własny!

O cholera! Skąd ta taksówka się tutaj wzięła? Nie zdążę uciec ze skrzyżowania! Może zdążę?! Nosz k… odbić i gazu! Nie zdążyłem… – ŁUP – mój wierny Focus trafiony w tylną oś robi piruet i szoruje po otaczających skrzyżowanie barierkach. Tak, swoją decyzję o pozbyciu się pojazdu z pewnością nie mogę nazwać przemyślaną. Niemniej stało się – czekało mnie życie bez samochodu.

Najwolniejszy (poza debiutem) i najtrudniejszy (poza debiutem) półmaraton za mną. Przy okazji najweselszy i najciekawszy. Tak było…
Faza I – sobota
38C w porywach do 39.5C. Sobota spędzona w pozycji poziomej i okraszona dużą liczbą bluzgów
Faza II – niedziela rano
Co, ja nie dam rady?! 37.4 to żadna temperatura!
X półmaraton warszawski – start – na zdjęciu możemy obserwować klasyczne gromadzenie się biegaczy wokół punktów oddawania zbędnego ciężaru ciała:
Faza III – lecimy
Życie zająca jest cudowne, chociaż niektórzy mają ochotę go zamordować…
… szczególnie, jeżeli mówi się na głos, że tętno to 138 i w sumie to cały czas lekkie wybieganie wychodzi…
Ta ruda powyżej szczególnie chciała zrobić mi krzywdę, chociaż w tym momencie to już sam sobie zrobiłem wystarczającą. Bieganie po takiej gorączce mimo wszystko do najprzyjemniejszych zajęć nie należy:
Faza IV – niedziela w południe. Nic już nie działa
Przestały działać leki… przestało działać wszystko. Pozostało udać się na nawodnienie (z umiarem) i spóźnione świętowanie urodzin dnia poprzedniego (zgroza, jaki ja stary już jestem)
Czasy zającowanych Pań: 1:38:13, 1:38:25 – dwa razy zacna życiówka, a przy okazji Dorota zrobiła PR na dychę, a Kaśka na 15km. MOC!