Najwolniejszy (poza debiutem) i najtrudniejszy (poza debiutem) półmaraton za mną. Przy okazji najweselszy i najciekawszy. Tak było…

Faza I – sobota

38C w porywach do 39.5C.  Sobota spędzona w pozycji poziomej i okraszona dużą liczbą bluzgów

DSC_0013~3

Faza II – niedziela rano

Co, ja nie dam rady?! 37.4 to żadna temperatura!

X półmaraton warszawski 100hrmax

X półmaraton warszawski – start – na zdjęciu możemy obserwować klasyczne gromadzenie się biegaczy wokół punktów oddawania zbędnego ciężaru ciała:

X półmaraton warszawski - start

Faza III – lecimy

Życie zająca jest cudowne, chociaż niektórzy mają ochotę go zamordować…

DSC_0026~2

… szczególnie, jeżeli mówi się na głos, że tętno to 138 i w sumie to cały czas lekkie wybieganie wychodzi…

półmaraton warszawski wkurw_team smashing papkins

DSC_0051

Ta ruda powyżej szczególnie chciała zrobić mi krzywdę, chociaż w tym momencie to już sam sobie zrobiłem wystarczającą. Bieganie po takiej gorączce mimo wszystko do najprzyjemniejszych zajęć nie należy:

DSC_0049~3

Faza IV – niedziela w południe. Nic już nie działa

Przestały działać leki… przestało działać wszystko. Pozostało udać się na nawodnienie (z umiarem) i spóźnione świętowanie urodzin dnia poprzedniego (zgroza, jaki ja stary już jestem)

DSC_0055~3

X półmaraton Warszawski wkurw_team

Czasy zającowanych Pań:   1:38:13,  1:38:25 – dwa razy zacna życiówka, a przy okazji Dorota zrobiła PR na dychę, a Kaśka na 15km. MOC!